niedziela, 2 lipca 2017



Kolejna sieciowa marka tuż przy moim bloku się zbudowała.
-Nie idziesz na otwarcie będzie tyle promocji?
-Nie. Idę do pracy.
-No alee...
-Przecież sklep nie ucieknie.
-Ale to wielkie otwarcie.
-No właśnie, tłumy! Lepiej pójdę tam za kilka dni jak się trochę ludzie ostudzą to przestaną się rzucać na koszyki.

A wiec po kilku dniach...
Śpiesząc się w sumie, będąc przejazdem tuż obok nowego owego sklepu, nagle dostałam SMS z domu "zrób zakupy bo nic nie ma". Nic nie ma to ratuj sytuacje córeczko, jak to na koniec miesiąca, trwoga to do Boga -pomyślałam nieco zirytowana. No ale dobrze, faktycznie by trzeba uzupełnić rezerwy, bo jeszcze kilka obiadów czeka do 10-go.

... Stałam już w kolejce do kasy, kiedy zauważyłam, że przede mną stała taka mała starowinka. Trzęsły jej się ręce, miała kompletnie zagubiony wzrok, mocno tuliła do piersi malutką portmonetkę, taką zrobioną na szydełku – widzieliście może kiedyś takie portmonetki? Ja widziałam u swojej prababci… I zabrakło jej 4,80 zł, żeby zapłacić za zakupy, a w koszyku miała chleb, mleko, jakąś kaszę i maciupeńki kawałeczek pasztetowej. Kasjer był bardzo niemiły i rozmawiał z nią po chamsku. Staruszka stała taka przybita, ze łzami w oczach, no i nie wytrzymałam, dałam kasjerowi te 5 złoty i zwróciłam mu uwagę, żeby był grzeczniejszy, bo nowe półki nie zastąpią kultury ludzkiej.
Serce mało mi nie wyskoczyło z piersi i nagle wzięłam staruszkę za rękę i poszłam z nią z powrotem do sklepu. Babulinka szła pokornie ze mną, a ja wkładałam do koszyka produkty, te co myślałam, że mogą być jej najbardziej potrzebne pytając się jej czy ma to w domu: mięso, jajka, cukier, mąkę, makaron, mydło czy szampon- wciąż kiwała głową na znak że nie ma.. Szła obok mnie powolutku trzymając się wózka a wszyscy się tylko na nas patrzyli jakby to było jakieś kino marki z okazji otwarcia sklepu. Doszłyśmy do owoców i zapytałam ją, jakie lubi, a staruszka patrzyła na mnie w milczeniu wielkimi oczami i mrugała. Wzięłam różne, tak żeby miała po trochu kilka. Mam nadzieję, że starczy jej to wszystko na długo - cieszyłam się.
Wróciliśmy do kasy, ludzie się rozstąpili, puścili nas bez kolejki. No i przy kasie zrozumiałam, że nie mam dość pieniędzy, by zapłacić za jej zakupy i za swoje, więc swój koszyk odstawiłam, by zapłacić za zakupy babulinki, cały czas trzymając ją za rękę. Wyszłyśmy na zewnątrz. Spojrzałam staruszce w twarz i zobaczyłam łzy na policzku… Zapytałam, dokąd ją zawieźć i zaprosiłam do samochodu, a ona zaproponowała, ze w domu poczęstuje mnie herbatą. Zaniosłam jej zakupy. Staruszka poszła do kuchni robić herbatę, a ja rozglądałam się po bardzo ubogim, ale czystym i przytulnym wnętrzu. Chwilę rozmawiałyśmy. Była zatroskana i wdzięczna. A kiedy postawiła na stole dwie obtłuczone filiżanki i talerzyk, na którym leżały dwa pierożki z cebulą - to nagle dotarło do mnie jak żyją samotni staruszkowie z ubogiej renciny za lata pracy w zakładach państwowych.

Wyszłam od niej, wsiadłam do samochodu i wtedy już nie wytrzymałam. Płakałam chyba z kwadrans…