środa, 29 sierpnia 2018




Powoli zaczynała wszystko rozumieć. To tak, jakby dostąpić objawienia. Nagle tajemnica jej osobowości, którą nosiła w sobie przez większość życia, miała odsłonić cienie i stanąć twarzą w twarz z prawdą. Prawdą, która miała ją wyzwolić. Prawdą, która mogła zmienić wszystko. Czy była na to gotowa? Nie wiedziała do końca, co ujrzy, gdy rozstąpią się cienie. Czy będzie potrafiła odnaleźć się w nowej rzeczywistości i właściwie wykorzystać otrzymaną wiedzę? Bo wiedza zobowiązuje. Uczy odpowiedzialności. Przyjęcie jej niesie za sobą określone konsekwencje i wymaga konkretnych reakcji. Nie bez powodu większość ludzi powtarza „kto mniej wie, lepiej śpi”. Wolą uciekać. Unikać konfrontacji. Błądzić coraz bardziej po swoich mrocznych labiryntach tylko po to, by nigdy nie przekonać się, co czeka na nich na końcu zawiłej drogi. A tam może przecież czekać zupełnie inny, jaśniejszy świat. Otwarta szeroko brama do szczęścia. Każdy normalny, w powszechnym mniemaniu, człowiek chciałby ją przekroczyć. Ona także. Nie była jednak sama. Tuż za nią zawsze stał jej wierny towarzysz, który dobrze zadomowił się w podcieniach świadomości. Blokował każdy krok, uparcie powtarzając, że każda sytuacja zagrożenia i smutku jest lepsza, bo oswojona, znana i kontrolowana, niż wszechogarniające szczęście, które cię uskrzydli i pozbawi kontroli. Bo spadanie z wysokości zawsze bardziej boli niż upadek na dnie kanionu. Lęk. To on oplatał szyję dławiąc oddech i przenikał przez nogi, czyniąc z nich kamienne posągi. Mówił: nie dasz rady, ta droga jest dla ciebie zbyt trudna.

Bo to tak, jakby niewidomemu od urodzenia nagle podarować możliwość widzenia. Wszechotaczające światło porazi go, wywoła ból trudny do wytrzymania. Osaczą go kształty i kolory – tysiące nowych wrażeń, których do tej pory nie znał. Jak więc ma się wśród nich odnaleźć? Jak poruszać, nie znając drogi?

Szczęście? – stan nieprzyzwoicie niepojęty. Trudno się przyzwyczaić.